niedziela, 27 marca 2016

Przyjaźń. Cz.2

Rozmowy z Alanem stawały się coraz bardziej dłuższe. Poznałam go. Małymi kroczkami. Był bardzo skryty, nie chciał mówić o sobie sam z siebie. Jedynie poprzez moje pytanie, ale przecież nie o wszystko mogłam pytać. Zaufałam mu. Ze wzajemnością. Dawno nie byłam taka szczęśliwa. W szkole przyłapywałam go na tym, że spoglądał na mnie. Zazwyczaj rozśmieszało mnie to, ale wiedziałam, że Alan jest skryty, lekko nieśmiały. Nie mogłabym zaśmiać się z tego, że patrzył na mnie. Sama się zorientowałam, że częściej szukam go niby przez przypadek na korytarzu. Wkręcałam się. Zaczęło mi zależeć. Powoli, nieświadomie. Ale jak to możliwe? Obiecałam sobie, zero chłopaków do końca gimnazjum. Nie po tym wszystkim, nie, nie, nie! Chwaliłam się czy raczej żaliłam najlepszej przyjaciółce. Alan pisał odważniej, stanowczo. Jeśli miałam zły humor - od razu wyczuwał, co jest grane. Kiedy się kłóciliśmy i pisał odważnym tonem, ja od razu uświadamiałam sobie, ile dla mnie znaczy. Bałam się myśli, że mogę go stracić. Mam hobby - tracenie ważnych osób. Pewnej nocy pisaliśmy 'co byłoby gdyby.. ', po paru rundach stwierdziłam, że skoro tak długo piszemy, to dlaczego by nie spytać, co byłoby, gdybym się zakochała. Unikał odpowiedzi, nie powiedział wprost 'Nie, nie możemy być razem'. Nie było też odpowiedzi 'Może kiedyś.', 'Możemy spróbować.' Zabolało mnie to trochę, nie cierpię zbywania. Albo komuś zależy, albo nie. Tyle i koniec. Straciłam resztki humoru i poszłam spać. Alan od razu wyczuł, że coś się stało. Nie chciałam, żeby zaprzątał sobie mną głowę. Napisałam 'dobranoc :*' i miałam nadzieję, że mi uwierzy, że jest ok.. Za bardzo mnie poznał. Następnego dnia pisał z wyrzutami sumienia. W końcu uwierzył, ze jest okej i ma się po prostu nie przejmować. Było mi głupio przed samą sobą. Twierdziłam, że mogę zapanować nad tym, czy będzie mi zależało. Byłam bezsilna. I zostałam ze wszystkim sama. Znowu..
Alan był. Mimo wszystko. Ale tylko był. Nie mogłam mu powiedzieć o co mi chodzi, czemu taka jestem. Alan pisał nadal jak wcześniej. Ja mu uległam. Mijały tygodnie a mnie kusiło, aby powiedzieć mu wszystko co czuję. Pare wiadomości wskazywało na to, że jemu też zaczyna zależeć. Nie powiedział wprost. Jestem typową kobietą. Jeśli muszę się czegoś domyślać, zrozumiem to na pewno źle. Podziwiałam go. Nadal go podziwiam. Mimo wszystko był. Ideał!

wtorek, 22 marca 2016

Przyjaźń. Cz.1




Razem z Alanem poznałam się 3 lata temu. Nie zwracałam na niego uwagi - młodszy, chodzący własnymi ścieżkami, nieudzielający się w życiu szkoły. Totalne przeciwieństwo mnie - rozgadana, rozwrzeszczana, wszędzie mnie pełno. To chyba moja wada. Na imię mam Magda.
Wszystko zmieniło się, gdy w tym roku do mojego gimnazjum przyszedł Alan. Znaliśmy się z widzenia, przelotne uśmiechy na korytarzu, czasem nawet 'cześć'. Alan jakoś w listopadzie stał się bardziej otwarty, dorósł. Wyprzystojniał. Mimo tego, że znana jestem z odwagi, bałam się zacząć rozmowę z Nim. Bałam się odrzucenia. Bałam się zaangażować w coś poważniejszego. Odrzuciłam więc te myśli i zajęłam się nauką. Po Sylwestrze znowu miałam pomysł, aby jednak spróbować. Przecież nie zacznie mi zależeć - mogę nad tym zapanować. Wahałam się pare dni ale w końcu napisałam. Nie mogę uwierzyć, że taka odważna, rozgadana i w ogóle odważyłam się na zwykłe "Co tam?" na fejsie. No dobra, był dostępny ale nie odpisał. Ani nie wyświetlił. Dobra nieważne, nic nie zaszło. Zawsze mogę mu napisać, że pomyliłam osoby. O zrobię tak, no pewnie. Uwierzy mi - jak to ja, miałam już ułożony Plan B. Zostawiłam włączonego facebooka i poszłam coś zjeść. Kiedy wróciłam było coś po 21. Zobaczyłam powiadomienie - napisał. Nie powiem, gdzieś tam w środku mnie to ucieszyło. Zaczęło się pisanie, trochę z nudy, ze śmiechu. Miałam wrażenie, że piszemy jakąś godzinę, ale spojrzałam na zegarek - 23:49. Stwierdziłam, że lepiej pójść spać a popisać można następnego dnia. Pożegnaliśmy się. Nie robiłam sobie nadziei, że jednak napisze sam. Następnego dnia nie wytrzymałam. Napisałam. Trochę głupio było, ale jakoś znowu się spisaliśmy i znowu siedzieliśmy do północy. Pamiętałam, żeby nie robić sobie nadziei, jak to miałam w zwyczaju. To nawet nie mogłoby się udać. Młodszy - to chyba był największy problem. Po pisaniu z Alanem zawsze znajdowałam siłę na wszystko. Kłótnie z mamą - te same charaktery nie wytrzymują ze sobą zbyt długo, utrata bliskich przyjaciół, niewytrzymywanie z samą sobą. Przy Nim wszystko było idealne. Nie zauważyłam, że zaczęłam częściej szczerze się uśmiechać, szukać Go na korytarzu, próbować każdego kontaktu z Nim. Podczas pisania zdarzało się nam wysyłać :* - dwukropek i gwiazdka, a zaciesz jak dziecko z grzechotki. Pisanie stało się nałogiem, On stał się nałogiem. Był ucieczką od wszystkich problemów. Niewielu wiedziało o mnie wszystko - nawet ci, którzy znają mnie po kilka lat, a On dowiedział się wszystkiego po miesiącu kontaktu. Nieświadomie zaczęło mi zależeć. Jednak czy warto próbować, skoro wiadomo, że stoi się na przegranej pozycji? Warto.