wtorek, 22 marca 2016

Przyjaźń. Cz.1




Razem z Alanem poznałam się 3 lata temu. Nie zwracałam na niego uwagi - młodszy, chodzący własnymi ścieżkami, nieudzielający się w życiu szkoły. Totalne przeciwieństwo mnie - rozgadana, rozwrzeszczana, wszędzie mnie pełno. To chyba moja wada. Na imię mam Magda.
Wszystko zmieniło się, gdy w tym roku do mojego gimnazjum przyszedł Alan. Znaliśmy się z widzenia, przelotne uśmiechy na korytarzu, czasem nawet 'cześć'. Alan jakoś w listopadzie stał się bardziej otwarty, dorósł. Wyprzystojniał. Mimo tego, że znana jestem z odwagi, bałam się zacząć rozmowę z Nim. Bałam się odrzucenia. Bałam się zaangażować w coś poważniejszego. Odrzuciłam więc te myśli i zajęłam się nauką. Po Sylwestrze znowu miałam pomysł, aby jednak spróbować. Przecież nie zacznie mi zależeć - mogę nad tym zapanować. Wahałam się pare dni ale w końcu napisałam. Nie mogę uwierzyć, że taka odważna, rozgadana i w ogóle odważyłam się na zwykłe "Co tam?" na fejsie. No dobra, był dostępny ale nie odpisał. Ani nie wyświetlił. Dobra nieważne, nic nie zaszło. Zawsze mogę mu napisać, że pomyliłam osoby. O zrobię tak, no pewnie. Uwierzy mi - jak to ja, miałam już ułożony Plan B. Zostawiłam włączonego facebooka i poszłam coś zjeść. Kiedy wróciłam było coś po 21. Zobaczyłam powiadomienie - napisał. Nie powiem, gdzieś tam w środku mnie to ucieszyło. Zaczęło się pisanie, trochę z nudy, ze śmiechu. Miałam wrażenie, że piszemy jakąś godzinę, ale spojrzałam na zegarek - 23:49. Stwierdziłam, że lepiej pójść spać a popisać można następnego dnia. Pożegnaliśmy się. Nie robiłam sobie nadziei, że jednak napisze sam. Następnego dnia nie wytrzymałam. Napisałam. Trochę głupio było, ale jakoś znowu się spisaliśmy i znowu siedzieliśmy do północy. Pamiętałam, żeby nie robić sobie nadziei, jak to miałam w zwyczaju. To nawet nie mogłoby się udać. Młodszy - to chyba był największy problem. Po pisaniu z Alanem zawsze znajdowałam siłę na wszystko. Kłótnie z mamą - te same charaktery nie wytrzymują ze sobą zbyt długo, utrata bliskich przyjaciół, niewytrzymywanie z samą sobą. Przy Nim wszystko było idealne. Nie zauważyłam, że zaczęłam częściej szczerze się uśmiechać, szukać Go na korytarzu, próbować każdego kontaktu z Nim. Podczas pisania zdarzało się nam wysyłać :* - dwukropek i gwiazdka, a zaciesz jak dziecko z grzechotki. Pisanie stało się nałogiem, On stał się nałogiem. Był ucieczką od wszystkich problemów. Niewielu wiedziało o mnie wszystko - nawet ci, którzy znają mnie po kilka lat, a On dowiedział się wszystkiego po miesiącu kontaktu. Nieświadomie zaczęło mi zależeć. Jednak czy warto próbować, skoro wiadomo, że stoi się na przegranej pozycji? Warto.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz